Strony

piątek, 1 marca 2019

Prawda / Fałsz - czyli morderstwo pod lupą

Witajcie :) 

Dziś pragnę zabrać Was w podróż po "mrocznej" stronie ludzkiego umysłu i przy okazji obalić klika mitów dotyczących morderstwa. 
Gotowi? 
Zatem zaczynamy! 

Ostatnio znów zrobiło się głośno o Tedzie Bundy'm - głównie za sprawą dokumentu wypuszczonego przez Netflix, a także z powodu filmu "Extremely wicked, shockingly evil and vile", który to niedługo ma pojawić się w kinach. 

Nie chcę tego w żaden sposób oceniać, gdyż w mojej opinii jedynymi osobami mającymi prawo do wypowiedzenia się w tej kwestii są bliscy ofiar (ale ich najwidoczniej nikt o zdanie nie pyta). 

Zastanawia mnie jednak co takiego jest w morderstwach, a także w osobach, które się ich dopuszczają, że nawet po tylu latach nie maleje zainteresowanie nimi i wciąż rozbudzają one  naszą wyobraźnię? 

W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie znalazłam całe mnóstwo mniej lub bardziej wartościowych źródeł i informacji, a to z kolei skłoniło mnie by usystematyzować wiedzę o morderstwach, przedstawić Wam kilka prawd na ich temat i rozprawić się z narosłymi wokół nich  stereotypami. 

  • Każdy z nas jest zdolny do popełnienia morderstwa. 
Jest to prawda. 
Pewnie teraz pomyśleliście sobie: "Ja? Nie, to niemożliwe!"
Czy aby na pewno? 
Przecież każdy z nas może znaleźć się w sytuacji zaskakującej, trudnej, czy ekstremalnej, w której nie jest w stanie przewidzieć własnego zachowania. 
Swoje "trzy grosze" dodała tu także ewolucja, bowiem na przestrzeni tysięcy lat zabijanie było dla naszych przodków źródłem wielorakich korzyści w walce o przetrwanie i reprodukcję (bo najlepszy wróg, to martwy wróg, prawda?). 
Jednak spokojnie. 
Daleka jestem od twierdzenia, że ja, czy Wy jesteśmy zdolni do czynów pokroju Bundy'ego czy Dahmera, czyli długotrwałej przemocy i wielokrotnych zbrodni. Za ciągłością i powtarzalnością czynów stoją cechy osobowości. 
Co więcej, mogę zapewnić, że większość z nas nigdy nie dopuści się morderstwa i nawet nie zbliży do jego popełnienia. 

  • Mordercy to ludzie chorzy psychicznie (zazwyczaj na schizofrenię)
Lubimy myśleć o mordercach jako o ludziach chorych psychicznie. To niejako pozwala nam na stworzenie pewnej granicy między nami "normalnymi i dobrymi" i nimi "chorymi i złymi"za którą czujemy się bezpiecznie. 
Nie ma jednak bardziej mylnego i krzywdzącego stereotypu. 
Większość morderców to ludzie zdrowi psychicznie. Są oni w pełni poczytalni i mają świadomość tego, że czyn którego się dopuścili jest moralnie zły i niezgodny z prawem. 
Jak podaje psycholog dr Magdalena Nowicka osoby ze schizofrenią to na ogół mniej niż 1% przestępców w metropoliach. Zaś według analizy przeprowadzonej na łamach "Current Psychiatry" przez psychiatrę sądowego Philipa Resnicka na ponad 100 przypadków osób z objawami paranoicznymi oskarżonych o zabójstwo tylko u 4 powodem zbrodni były zachowania paranoidalne. Warto także zauważyć,że osoby chore psychicznie dziesięciokrotnie częściej niż ludzie zdrowi padają ofiarami przestępstw. 
  • Uważaj na obcych.
Każdego z nas przestrzegano w dzieciństwie, aby uważał na obcych (wszyscy przecież wiemy jak skończył Czerwony Kapturek). 
Ostrzeżenia rodziców z pewnością nie były bezpodstawne, jednak w przypadku morderstwa istnieje o wiele większe prawdopodobieństwo, że zginiemy z ręki kogoś, kogo znamy, niż że zostaniemy zabici przez nieznajomego. 
Tak, ofiary bardzo często znają swoich oprawców, gdyż ci pochodzą z ich najbliższego otoczenia: rodziny, przyjaciół, znajomych. 
Dzieje się tak m.in.: dlatego, że do popełnienia morderstwa popychają nas silne emocje (złość, lęk, smutek, poczucie upokorzenia etc.), których zazwyczaj nie żywimy do osób nam obcych i nieznanych. 
Oczywiście może zdarzyć się, że ofiara i sprawca nie znają się osobiście - bowiem dziś, gdy internet daje nam praktycznie nieograniczone możliwości kontaktowania się z innymi, czy pozyskiwania o nich informacji, podział na "znajomych" i "obcych" uległ niejako deformacji. 
  • "Najgroźniejsi" są seryjni mordercy. 
Środki masowego przekazu poświęcają niepomiernie dużo uwagi wielokrotnym mordercom. 
To o nich tworzy się programy telewizyjne i filmy, a prasa uwielbia wręcz rozpisywać się na ich temat i wracać do popełnionych przez nich zbrodni nawet po wielu latach (szczególnie w sezonie ogórkowym). 
Stąd pewnie wzięło się przekonanie, pokutujące do dziś w społeczeństwie, że to właśnie seryjni mordercy odpowiadają za większość dokonywanych zabójstw. 
Oczywiście nie jest to prawdą. 
Wielokrotni mordercy odpowiadają jedynie za niewielką ich część (np. w Stanach Zjednoczonych są oni sprawcami zaledwie od 1% do 2% wszystkich zabójstw). 
To nie seryjni mordercy i zatwardziali przestępcy odpowiadają za większość zabójstw lecz "przeciętni" ludzie. 
Co więcej, większość z nich popełnią tę zbrodnię tylko raz. 
Brytyjski psycholog i suicydolog David Lester przeprowadził badanie na grupie morderców, którzy zostali przedterminowo zwolnieni z więzienia. Zaledwie 6% z nich ponownie dokonało morderstwa
  • Mężczyźni zabijają częściej niż kobiety
Prawdą jest, że morderstwo jest zjawiskiem zdominowanym przez mężczyzn. 
Mężczyźni częściej dopuszczają się morderstwa, jak również częściej padają jego ofiarą
Gdyby ułożyć typy morderstw ze względu na ich częstotliwość to prezentowałoby to się następująco: 
mężczyzna (morderca) ~ mężczyzna (ofiara) (65%);
mężczyzna (morderca) ~ kobieta (ofiara) (22%)
kobieta (morderca) ~ mężczyzna (ofiara) (10%)
kobieta (morderca) ~ kobieta (ofiara) (3%)
(Dane te są względnie stałe niezależnie od kultury). 
Dlaczego więc, mężczyźni wiodą prym w tym niechlubnym zestawieniu? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie? Istnieją jednak fakty, które mogą rzucić (albo i nie) na to nieco światła. Fakt1: Mężczyźni uzyskują wyższe od kobiet wyniki na części wymiarów osobowościowych, które skorelowane są z ogólną skłonnością do popełniania przestępstw. Są to wymiary takie jak impulsywność, poszukiwanie wrażeń,agresja dziecięca, bark empatii oraz zaburzenia rozumowania moralnego. Nie możemy jednak stwierdzić, że któraś z tych zmiennych jest trafnym predyktorem konkretnego typu przestępstw (tj. zabójstwa). 
Fakt 2: Liczba dokonywanych przez mężczyzn zabójstw gwałtownie wzrasta, kiedy mężczyźni wchodzą w okres rywalizacji reprodukcyjnej. 
Fakt 3:Wyższy poziom testosteronu u mężczyzn (niż u kobiet) nie odpowiada za ich zachowania agresywne (tu odsyłam do artykułu dr. Katherine Simpson z MacMillan University)


Na dziś to wszystko. 
Za tydzień przedstawię Wam kolejną część zestawienia prawd i mitów o morderstwie (na koniec udostępnię wszystkie źródła z których korzystałam).
Czekam na Wasze pytania, opinie i komentarze ;)

wtorek, 31 października 2017

Potworna Piątka: Niebanalnie straszne rzeczy

                                      W Halloween podobno niektórzy budzą się (znów) do życia. Ja także wracam "do żywych" po mojej długiej nieobecności na blogu.


Podobny obraz

                                
Dziś mam dla Was zestawienie niebanalnie strasznych rzeczy.



O co chodzi? Już wyjaśniam. ;)




Ludzie boją się ciemności, opuszczonych miejsc, potworów itp. -  to żadne odkrycie. Na tego typu lękach bazują wszystkie horrory i atrakcje typu "domy strachu". 


Są jednak rzeczy, z pozoru niewinne i niegroźne, które potrafią przerazić  nas bardziej, niż wszystkie pułapki z "Piły" razem wzięte. 


Oto one, top 5 niebanalnie strasznych rzeczy:


      1. Sprawdzenie stanu konta
      Wczorajsze zakupy były udane, a może zamiast na zakupy wybrałeś się na świetną imprezę. Ostatecznie to bez znaczenia, bo jutro i tak będziesz musiał TO zrobić - czyli sprawdzić stan konta. Drżącą dłonią wpiszesz pin, a na czole pojawią Ci się małe kropelki potu.
Ale bez obaw, powinno wystarczyć Ci pieniędzy na życie... pod warunkiem, że umrzesz jutro.


       2. Deadline
       Kolejny projekt do przygotowania? To nic! Jesteś przecież zorganizowany i wszystko dokładnie zaplanujesz, bo jesteś prawda? Uspokajasz się myśląc, że masz przecież jeszcze dużo czasu i na pewno dotrzymasz ustalonego terminu.
Wszystko wydaje się być w idealnym porządku, gdy nagle czujesz czyjś oddech na swojej szyi, odwracasz się powoli i stajesz twarzą w twarz ze strasznym Dedlajnem.
Zadajesz sobie sprawę, że zapomniałeś o projekcie i zostało Ci tylko kilka godzin na jego realizację.
LET'S PLAY A GAME... ;)
(Powodzenia!)


      3. Spotkanie byłego (byłej)/dawnych znajomych
      Są osoby, które zawsze spotykamy w najbardziej nieodpowiednim momencie. Zupełnie jakby stały gdzieś za rogiem i czekały, aby zrobić Ci niemiłą niespodziankę.
Jest wieczór, chętnie obejrzałbyś jakiś film. Odkrywasz jednak, że w domu nie ma żadnych przekąsek (czym jest film bez przekąski), a i żwirek dla kota przydałoby się też kupić. Postanawiasz więc szybko i zwinnie  niczym Ninja wyskoczyć w dresach do najbliższego sklepu.
Liczysz, że przecież nikt Cię nie zauważy.
Nawet nie wiesz jak się mylisz.
Otóż Twój były/Twoja była lub dawny znajomy pewnie już czekają, aby uprzykrzyć Ci życie. Możesz być pewien, że na tą okazję włożyli oni swoje odświętne ubrania i gdy tylko Cię dostrzegą uraczą Cię opowieścią pt.:"Jak mi się dobrze w życiu powodzi" okroszoną spojrzeniami pełnymi wyższości i udanego politowania dla Twojej osoby.
A przecież chciałeś tylko kupić chipsy i żwirek...


      4. Cisza
      Ona zawsze pojawia się znikąd.
Rozmawiasz właśnie z nowo poznaną osobą. Niby zwykły smalltalk, ale przecież dobrze jest czasem zamienić z kimś kilka słów.
I nagle pojawia się ona - niezręczna cisza.
Wypełza z najciemniejszego zakamarka i siada między wami.
Szukasz jakiegoś tematu, próbujesz dobrać słowa - wszystko na nic. Zaczynacie czuć się coraz bardziej niezręcznie. Sekundy zdają się ciągnąć w nieskończoność. Wymieniacie nieco skrępowane spojrzenia i te dziwne grymasy twarzy mające przypominać uśmiechy.  Oboje wiecie już, że na dalszą konwersację nie ma co liczyć.


       5. Miejsca publiczne
       Jeśli nie wiesz, co kryje się pod tą nazwą, to pozwól, że przypomnę Ci kilka strasznych sytuacji, w których na pewno choć raz się znalazłeś. Zacznijmy od czegoś prostego, dajmy na to: podróż latem komunikacją miejską w godzinach szczytu. Pewnie już wzdrygasz się na wspomnienie o tym. Tłoczno, duszno, fatalnie. Obcy pogwałcają bez pardonu Twoją przestrzeń osobistą("Can't touch this") a towarzyszy temu upał, silny odór potu i krzyki jakiś smarkaczy (upał, odór i krzyki - zupełnie jak w piekle, nie sądzisz?).
"I'm on the highway to hell"
To jednak nie koniec. W tej kategorii mieszczą się bowiem wszystkie wizyty w urzędach (pamiętasz ile razy biegałeś od okienka do okienka, by ostatecznie zostać odprawiony z kwitkiem), przychodniach (wizyta u specjalisty wyznaczona na przyszłe stulecie - pamiętaj, przekaż bliskim aby przynieśli Twoje zwłoki na wizytę, bo to, że dożyjesz i sam przyjdziesz jest mało prawdopodobne), sklepach itp. instytucjach.










To była naprawdę potworna piątka.
(Nie bierzcie tego tak całkiem serio) ;)


Macie pomysły, co jeszcze można by umieścić w tym zestawieniu? Piszcie!



https://youtu.be/sOnqjkJTMaA - łapcie "Thriller" <3


Udanego Halloween!




poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Pożegnanie lipca i bajka o filiżankach...

                            Warstwa kurzu, która się tu nagromadziła jest tak duża, że spokojnie mogłabym napisać na niej całą "Boską komedię" Dantego.


Najwyższy czas się jej pozbyć i wrócić do gry. ;)


Bardzo miło mi znów gościć Was tutaj po tak długiej przerwie. Mamy sporo do nadrobienia, zatem zaczynajmy.


Wiem, że moja nieobecność mogła rodzić wiele pytań i niejasności.
Co się stało?
Dlaczego nie opublikowałam nic od ponad miesiąca?
Czy zamierzam porzucić blog?


                         Ostatni miesiąc był dla mnie bardzo bogaty jeśli chodzi o wydarzenia. Musiałam zrobić coś w stylu "generalnych porządków" i na nowo poukładać wiele rzeczy w moim życiu (biorąc pod uwagę jakim jest ono bałaganem, to było to prawie mission impossible).


Po zakończeniu roku akademickiego przyszło mi odpowiedzieć sobie na pytanie" I co dalej?". Wyjścia były dwa: 1) pakuję manatki i wracam do domu lub 2) zostaję tutaj i zaczynam żyć na własną rękę. Zdecydowałam się na wersję nr 2, choć zdawałam sobie sprawę, że łatwo nie będzie.


I nie było. Łatwiej bowiem znaleźć igłę w stogu siana niż dobrą pracę (szczególnie, jeśli nie masz doświadczenia, no bo skąd niby masz je mieć nie mając nawet 20 lat, ciii...urodziny mam dopiero za dwa tygodnie). Nie liczę nawet liczby przejrzanych ogłoszeń i wysłanych CV, a o rozmowach kwalifikacyjnych nawet nie wspominam. Najczęściej słyszałam "Skontaktujemy się jeszcze z Panią", co tłumacząc brzmi "wcale się nie skontaktujemy, spadaj".
W pewnym momencie miałam już dość, powiedziałam sobie; "Ostatni tydzień, jeśli się nie uda kierunek dworzec PKP i do domu". I wiecie co? Udało się. :)
 (Czy ja właśnie napisałam, że cieszę się z powodu, że pracuję w wakacje... - to brzmi trochę jak masochizm... ale tak jest).


                       Jednak nie samą pracą żyje człowiek.
Fakt, że musiałam zmienić swój plan dnia i dostosować się do nowych obowiązków nie przeszkodził mi jednak w tworzeniu. Wciąż pisałam, choć nie publikowałam tego tutaj.
Dlaczego?
Ponieważ nie były to teksty na bloga.  Nie zrozumcie mnie źle. Ja naprawdę lubię tworzyć ten blog, dzielić się z Wami moimi mniej lub bardziej mądrymi przemyśleniami za jego pośrednictwem. Nie jest to jednak moja ulubiona forma wypowiedzi pisemnej, nie daje mi ona bowiem takiej swobody twórczej jak np. opowiadanie.


Tak, w moim laptopie mieści się obecnie klika opowiadań, kilka innych zalega w notatnikach.
 Lepsze i gorsze, jedne dopracowane w każdym calu, inne będące tylko szkicami, zarysami wyłaniającymi się z mgły, wszystkie czekają.


Na co czekają?


 Dobrze ujął to kiedyś Stephen King:
"Niektóre opowiadania rodzą się od razu w całości. Moje jednak zwykle powstają w dwóch częściach: najpierw filiżanka, potem uszko. Ponieważ uszko może się nie pokazać przez wiele tygodni, miesięcy, czy nawet lat, w głębi umysłu stale przechowuję pudełeczko pełne niedokończonych filiżanek otulonych tą niezwykłą mentalną wyściółką, którą zwiemy pamięcią. Nie można świadomie szukać uszka, bez względu na to, jak piękna jest filiżanka; trzeba czekać, aż pojawi się samo. Zdaję sobie sprawę, że to dość kiepska metafora, ale właściwie tylko takie ma się do dyspozycji próbując opisać proces zwany twórczym pisaniem"






Tak więc czekam na uszka do moich filiżanek. Nie jest to jednak bierne czekanie. Staram się robić to, co mogę, a więc ćwiczyć i dopracowywać swój warsztat oraz... czytać jak najwięcej.
Czytanie jest naprawdę istotne, jeśli chce się samemu tworzyć "Jeśli nie macie czasu czytać, brak wam też czasu ( i narzędzi ), by pisać." - S. King


Wiem, że nie wszystkie z moich filiżanek doczekają się swoich uszek i będą gotowe by ujrzeć światło dzienne. Jednak publikacja choćby jednego opowiadania będzie dla mnie sukcesem.


                               
   Na dziś to tyle. Mam nadzieję, że kolejny wpis pojawi się szybciej niż ten.


                                                    Życzę Wam dobrego tygodnia! :)


czwartek, 15 czerwca 2017

Niezwykłe przypadki 1: Opowieść o człowieku rozczarowanym tym, co zobaczył

                                                                        Witajcie!
     
          Ostatnio toczę zaciętą walkę z potworem o nazwie Letnia Sesja Egzaminacyjna, jednak nie przeszkodziło mi to w popełnieniu kolejnego wpisu ;)

Mam zamiar ruszyć na blogu z nową serią (a właściwie z dwiema).
Pierwsza z nich to opowieści o niezwykłych przypadkach odnotowanych w historii psychologii.
 W drugiej zaś przedstawię Wam najbardziej "spektakularne" zaburzenia (choroby) psychiczne.
(dajcie znać, czy podoba Wam się ten pomysł) :)

Dzisiejszy wpis rozpoczyna serię o niezwykłych przypadkach - zatem do dzieła!

     
         Każdy choć raz doświadczył w swym życiu rozczarowania i przekonał się, że nic nie smakuje tak okropnie jak ono. Bohater naszej opowieści przekonał się o tym "na własne oczy" (dosłownie i w przenośni), ale zacznijmy od początku...

W 1906 roku, w Brimingham, w ubogiej rodzinie Bradfordów przyszedł na świat zdrowy chłopiec imieniem Sidney. Niestety w wieku dziesięciu miesięcy, w skutek powikłań po szczepionce na ospę stracił on wzrok. Co prawda reagował na światło, bądź duże przedmioty znajdujące się bardzo blisko twarzy, jednak uszkodzenie wzroku było tak duże, że prowadził życie niewidomego dziecka.
Sidney jednak radził sobie bardzo dobrze i wydawać by się mogło, że brak wzroku nie stanowił dla niego problemu. Ukończył naukę w szkole specjalistycznej, zdobył zawód szewca, otworzył nawet mały zakład przy domu. Nie mógł narzekać na brak klientów, ponieważ jego praca w niczym nie ustępowała pracy osoby pełnosprawnej.
Wśród znajomych uchodził za dobrą, bystrą osobę pełną optymizmu, więc nie ma się czemu dziwić, iż szybko znalazł sobie również żonę z którą stworzył szczęśliwe małżeństwo.

Sielanka zdawała się więc trwać w najlepsze. Ktoś mógłby rzec, że los postanowił wynagrodzić Sidney'owi, to co mu zabrał.

Apogeum szczęścia nastąpiło w 1957 roku, kiedy to pojawiła się szansa na odzyskanie wzroku.

Sidney'a poddano zabiegowi przeszczepu rogówki. Jak pewnie się domyślacie zabieg zakończył się pomyślnie.
 Pierwsze wzrokowe doznanie określił "chaosem kolorów". Ucieszył się również z widoku swojej żony, o której powiedział "że jest tak ładna, jak zawsze sądził".

Niestety, wraz z "nową" umiejętnością pojawiły się również problemy.

Sidney nie potrafił nazywać przedmiotów, które widział bez dotykania ich (dawniej przecież rozpoznawał je tylko za pomocą dotyku).
Miał kłopot z trafną oceną głębi. Wchodząc do pomieszczenia nie rozglądał się po nim, tak jak robią to zwykli ludzie, lecz patrzył nieruchomo w dal. Nie przyglądał się przedmiotom, tzn. nie skupiał na nich uwagi, zaś, gdy został o to poproszony robił to z przesadną koncentracją. Narzekał również na niektóre kolory (żółty oraz barwy wyblakłe).
Psycholog Richard Gregory zajmujący się Sidney'em podczas przeprowadzonych badań, zauważył m.in.że Sidney nie potrafił rozpoznawać emocji po wyrazie twarzy.
Rysując coś umieszczał on na rysunku tylko te elementy, które znane były mu ze wcześniejszych wrażeń dotykowych (narysowany przez niego autobus miał koła ze szprychami jak rower, ponieważ, nigdy nie dotykał on kół autobusowych, a koła rowerowe znane mu były bardzo dobrze "z dotyku").

Można by zatem powiedzieć, iż mimo odzyskania wzroku, wciąż patrzył on na świat kryteriami osoby niewidomej.

Do tej pory pogodny i pełen energii Sidney stał się osowiały i przygnębiony, stracił pewność siebie. Stwierdził, że świat jest "smętny", zachody słońca nie są aż tak piękne jak sądził, a o kobietach powiedział:"Zawsze na swój sposób czułem, że kobiety są śliczne, jednak teraz wydają mi się brzydkie". Przyznał, że w skutek zabiegu więcej stracił niż zyskał, zaś cały entuzjazm jaki zaraz po nim okazywał, był tylko po to, aby nie rozczarować innych. Często przesiadywał samotnie w ciemności. Zaczął cierpieć na depresję. Otoczenie zaś uznało go za "dziwaka".

Możemy jedynie przypuszczać, co czuł i myślał wówczas nasz bohater.

Może zauważył, iż jego praca w czasach kiedy był niewidomy uchodziła za sukces, zaś po odzyskaniu wzroku stała się w oczach innych czymś przeciętnym?

 Może uświadomił sobie, jak bardzo był ograniczony przez swoją niepełnosprawność i ile mógłby do tej pory osiągnąć gdyby nie ona?

 A może po prostu rozczarował się światem który zobaczył?

Jednak będą to jedynie zwykłe przypuszczenia. Faktem jest natomiast, iż zmarł on niecałe dwa lata po zabiegu, który przywrócił mu wzrok.

Wiem, że większość z Was (ja też) wolałaby, aby historia Sidney'a zakończyła się "happy endem". Myślę jednak, że jej zakończenie (choć smutne) pozwala na wyciągnięcie ważnych wniosków, co zostawiam już Wam moi drodzy.

czwartek, 25 maja 2017

Suma wszystkich lęków

    "Lęk w obliczu zagrożenia to mądrość" - Sir Arthur Conan Doyle

Co jednak, gdy lęk pojawia się mimo, iż zagrożenie nie istnieje?  

Wówczas (o ile wcześniej wykluczyliśmy inne przyczyny) możemy mówić o fobii - czyli lęku przed sytuacjami lub przedmiotami, które zazwyczaj nie są niebezpieczne.

Według najnowszych doniesień na zaburzenia nerwicowe objawiające się uporczywym lękiem przed jakimś przedmiotem, zwierzęciem lub sytuacją cierpi aż 10 procent populacji. 

Powiedz mi czego się boisz - powiem Ci kim jesteś. ;) 
Nie brzmi to może najlepiej, jednak w pewnym sensie to czego się boimy definiuje nas i wpływa (w większym lub mniejszym stopniu) na nasze życie. 

 Jesteśmy sumą własnych lęków. 


Pół biedy jeśli czynnik, który wyzwala u nas strach bardzo rzadko występuje w naszym otoczeniu np. cierpimy na papafobię (lęk przed papieżem), czy koulrofobię (lęk przed klaunami). Możemy wówczas udawać, że problem nie istnieje. Jak jednak żyć i normalnie funkcjonować, gdy zmagamy się z somnifobią (lękiem przed zaśnięciem) lub (o, zgrozo!) z autofobią (czyli lękiem przed samym sobą). W takim przypadku jedyną nadzieją jest dla nas pomoc specjalisty, no chyba, że mamy jatrofobię (lęk przed wizytą u lekarza). 

Lista fobii na które możemy cierpieć zdaje się nie mieć końca, można nawet mieć fobofobię (czyli lęk przed samą fobią)! 

Można więc zapytać, skąd biorą się owe fobie? 

Obecnie nauka nie jest w stanie jednoznacznie wypowiedzieć się w tej kwestii. 
Prawdą jest, że większość naszych fobii jest nabyta tzn. wynika z tego, co spotkało nas w życiu (zazwyczaj w okresie dzieciństwa), jednak fakt, iż bliźnięta jednojajowe cierpią na te same lęki może świadczyć o ich podłożu genetycznym. 

Fobie nie omijają również sławnych osób. 
  •  Twórca "Psychozy" - Alfred Hitchcock - bał się kurzych jajek. 
  • Mistrz grozy - Stephen King - odczuwa lęk przed liczbą 13
  • Jack z "Titanica", czyli Leonardo DiCaprio boi się rekinów
  • Uważana niegdyś za ideał kobiecego piękna Pamela Anderson ma eisoptrofobię, czyli lęk przed lustrem, a dokładniej własnym odbiciem
  • Nicole Kidman zaś panicznie boi się...motyli (lepidopterofobia)

Na deser mam dla Was kilka (moim zdaniem) najdziwniejszych fobii:
  • Abemarofobia - lęk przed przegapieniem "swojego" przystanku
  • Dendrofobia - lęk przed drzewami
  • Nomophobia - lęk przed brakiem telefonu komórkowego
  • Bolszefobia - lęk przed bolszewikami
  • Arachibutyrofobia - lęk przed przyklejeniem się masła orzechowego do podniebienia
  • Dextrofobia - lęk przed obiektami znajdującymi się po prawej stronie
  • Aurofobia - lęk przed złotem
  • Maniafobia - lęk przed chorobą psychiczną
  • Trichofobia - lęk przed włosami
  • Genufobia - lęk przed kolanami
  • Keraunofobia - lęk przed burzą i piorunami
  • Ochlofobia - lęk przed tłumem i przebywaniem w publicznych miejscach
Znaleźliście coś znajomego na tej liście? :D 
Mam nadzieję, że nie, a jeśli tak, to pamiętajcie, nie ma się czego bać. :D 




sobota, 6 maja 2017

Bo czasem dobrze jest nie-być :)

     Pochwalone bądź cudowne nieistnienie!

 To pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy na wspomnienie kilku ostatnich dni.

Jeśli bowiem potrzebuję czegoś, aby poczuć, że żyję, to jest to nieistnienie dla wszystkich i każdego z osobna.
Nie obrażam się, gdy świat o mnie zapomina, wręcz przeciwnie jestem mu za to bardzo wdzięczna.

Każdy ma jakieś słabości - moją jest... gra w chowanego.
Gdy tylko mam wolną chwilę, to gram w chowanego ze światem.
Zaszywam się w miejscu, które jest niedostępne nawet dla map Google, gdzie noc jest ciemniejsza niż czarna kawa, a świt wygląda jak małe dzieło sztuki.

 To moja Kraina Czarów.

Niech zamilkną telefony, niech znikną wszystkie naglące sprawy, oto bowiem przekraczam próg świątynii niezmąconego szczęścia.
Głęboki oddech.
Nabieram w płuca powietrza przesyconego wonią kwiatów.
Pod moimi stopami rozciąga się pyszysty, żółty koc z mniszków lekarskich (gdy przekwitną i staną się dmuchawcami i każdy z nich będzie można zamienić na marzenie).
Stare jabłonie w sadzie przywołują myśl o pysznych papierówkach (mogących smakiem konkurować z rajskim zakazanym owocem).


Tutaj czas się zatrzymał.

    Zawsze, kiedy po pobycie tam muszę wrócić do codzienności czuję się jak dzieciak, który wrócił właśnie z lunaparku: szczęśliwy, ale i nieco smutny i tęskniący za kolejną wizytą w tym miejscu. 

sobota, 15 kwietnia 2017

Wielkie NIE! Czyli dlaczego nie lubię Świąt

     Jutro szczególny dzień - Wielkanoc.
W wielu domach przygotowania już na finiszu, niektórzy wyruszają w drogę, aby spotkać się z bliskimi.

Wszyscy wydają się być szczęśliwi.

Podkreślić jednak należy słowa "wydają się", bo czy naprawdę odczuwamy radość?

Śmiem twierdzić, że częściej w czasie świąt (niezależnie czy to Boże Narodzenie czy Wielkanoc) zamiast szczęścia odczuwamy stres, złość, niepokój czy smutek.

Sama z biegiem czasu zauważam (z przykrością), że Święta straciły ową piękną magiczną atmosferę a stały się czymś, co przyprawia jedynie o ból głowy. Zaczynam rozumnieć dlaczego Ebenezer Scrooge żywił do nich taką niechęć.

Oto lista powodów dla których nie lubię Świąt:

1. Wydajemy pieniądze na rzeczy, które ostatecznie i tak okazują się niepotrzebne. 
Przed Świętami jesteśmy bombardowani informacjami o "super okazjach", "wielkich promocjach" itp. Co więcej, jesteśmy wówczas bardziej skłonni do wydawania większej ilości gotówki. Przypomnijcie sobie ile razy podczas przedświątecznych zakupów w Waszym koszyku wylądowało coś, czego nie mieliście zamiaru kupić wchodząc do sklepu?

2. Stajemy na głowie by przygotować wszystko na ostatni guzik. 
Każde Święta poprzedza bieganina. Biegamy od sklepu do sklepu przepychając się wzajemnie. Następnie uwijamy się w kuchni, przygotowując jedzenie (którego zawsze okazuje się za dużo), by wreszcie zakończyć ten morderczy maraton wielkimi porządkami. Efekt: zamiast poświęcić wolny czas (którego i tak zazwyczaj mamy niewiele) bliskim, bądź postarać się przeżyć te Święta "głębiej" pod względem duchowym oddajemy się czynnościom, które nie są wcale tak bardzo konieczne jak nam się wydaje.


3. Święta to wielkie marnowanie jedzenia. 
W Polsce wciąż pokutuje zwyczaj "zastaw się a postaw się". Na Święta zawsze przygotowyjemy dużo jedzenia - zdecydowanie za dużo. Siedzimy przy stole, który prawie ugina się od ciężaru potraw. Siedzimy, patrzymy i... zazwyczaj stwierdzamy, że nasz apetyt jakoś minął. Spróbowaliśmy wszystkiego jednak jedzenia zdaje się wcale nie ubywać i tym sposobem po Świętach w koszach ląduje mnóstwo jedzenia (i poniekąd naszych pieniędzy). Ostatnimi czasy co prawda ruszyło kilka akcji promujących dzielenie się żywnością (co bardzo mi się podoba) jednak są one tylko kroplą w oceanie

4. W okresie Świąt szpitale zapełniają się starszymi osobami. 
Nie dzieje się tak wcale z tego powodu, że ci ludzie nagle podupadają w Święta na zdrowiu. Powód jest o wiele gorszy. Dzieje się tak, ponieważ osoby starsze traktowane są jako "kłopot"czy też "obciążenie", którego inni chcą się pozbyć. No, bo po co mam zajmować się babcią/dziadkiem, skoro mam tyle "ważnych" rzeczy do zrobienia przed Świętami? W szpitalu będzie miał/a opiekę i jedzenie i nie będzie mi przeszkadzać.
Smutne, prawda?

5. W Święta wszystko jest "bardziej"
Nie chodzi mi jednak o to, że wszystko jest bardziej wyjątkowe, uroczyste i bla bla bla.
W czasie Świąt bardziej odczywamy samotność, która w inne dni jest nawet znośna. Bardziej odczuwamy pustkę (po osobach, których nie ma już z nami). Bardziej również odczuwamy złość (przyznajcie, że podczas świątecznych przygotowań, gdy nie mamy już na nic sił lub przy świątecznym stole, gdy spotykamy się z rodziną i tematy rozmów zaczynają schodzić na niepewny grunt to nawet mała iskra może spowodować duży wybuch)

6. Święta to czas rodzinny, a jak wiadomo z rodziną najlepiej tylko na zdjęciu
Rodziny się nie wybiera, to też często zdarza się, iż nie przepadamy za niektórymi jej członkami, a jednak w Święta musimy się z nimi spotkać. Robimy więc dobrą minę do złej gry w duchu prosząc by cała farsa skończyła się jak najszybciej. Nie wspomniam już nawet o wszystkich niewygodnych i niezgrabnych pytaniach, nie koniecznie mądrych dyskusjach i sporach i tym podobnych "potworkach" towarzyszących takim konfrontacjom.

To tylko część powodów dla których Święta tracą wartość w moich oczach. Na mojej liście jest jeszcze kilka mniejszych i bardziej osobistych pozycji jak np.: fakt, że podczas świątecznych przygotowań zawsze doznaję jakiejś mniej lub bardziej groźniej kontuzji (oparzenia, skaleczenia, stłuczenia itd).

A Wy macie powody dla których nie lubicie Świąt? A może nie widzicie w nich nic negatywnego? Piszcie ;)

Niezależnie od tego czy i jak bardzo lubicie, bądź nie lubicie Świąt życzę Wam, aby te Święta nie były gorsze lecz lepsze od ostatnich.

PS. Apel do mężczyzn! Panowie, cieszymy się bardzo, że tak ładnie dopingujecie nas podczas świątecznych przygotowań, ale cieszyłybyśmy się jeszcze bardziej, gdybyście nam w nich pomogli. - wdzięczne kobiety